Cthulhu

Cthulhu

wtorek, 26 listopada 2013

Zgroza, czyli powrót do Providence



Przyznaję, że długo zastanawiałem się nad zakupem Zgrozy w Dunwich. Poza jednym, znane mi były wszystkie te opowiadania, często czytane w oryginale, posiadane też w innych zbiorach wydanych w Polsce. Ostatecznie przekonała mnie opinia znajomej i fakt dodruku w twardej oprawie. Oraz potrzeba pretekstu do ponownej lektury dzieł Samotnika z Providence.

Nie owijając w bawełnę: była to świetna decyzja. Otrzymałem pięknie wydaną księgę – od bluźnierczo zielonej okładki przedstawiającej Wielkiego C., po znakomite ilustracje wewnątrz (można tylko żałować, że nie ma ich więcej). Również dobór opowiadań nie budzi zastrzeżeń: otrzymujemy cały kanon Mitów Cthulhu z przyległościami. Zastosowano klucz chronologiczny, tak więc zbiór zaczyna się od Dagona z 1917, a kończy na Nawiedzicielu mroku z 1935, po którym następuje posłowie autorstwa tłumacza, Macieja Płazy.

No właśnie – to już trzeci akapit, a ja jeszcze nie wspomniałem o sprawie najważniejszej, czyli nowym przekładzie. Po raz pierwszy proza Lovecrafta urzekła mnie w takim samym stopniu, jak Poe w tłumaczeniu Leśmiana albo twórczość Grabińskiego. Odważę się bluźnierczo stwierdzić, że Lovecraft w przekładzie Płazy jest lepszy niż Lovecraft w oryginale. Największe wrażenie zrobiła na mnie lektura W górach szaleństwa – opowiadania, które wprawdzie zawsze doceniałem ze względu na zawarte w nim pomysły, ale które równocześnie było dla mnie wyjątkowo męczące. Nic dziwnego – ogromną jego część stanowią opisy niezmierzonych antarktycznych przestrzeni i cyklopowego miasta Przedwiecznych. Dopiero w najnowszym przekładzie są one tak plastyczne i przejmujące, że pełnym blaskiem może świecić ten niezwykły talent amerykańskiego pisarza nie tylko do przenoszenia czytelnika w obce miejsca, ale też do pozostawiania w nim niesamowitych wspomnień z tych podróży. Nadmienię jeszcze, że po raz pierwszy przeczytałem co by nie patrzeć ten dosyć długi tekst za jednym zamachem, nie będąc w stanie oderwać się od lektury do późnych godzin nocnych.

Egzaltuję się, ale W górach… to największy wygrany tej antologii: momentalnie stał się jednym z mojej "wielkiej trójki" najlepszych opowiadań Lovecrafta, obok Koloru z innego wszechświata i Widma nad Innsmouth.

Z dwoma ostatnimi łączą się pewne ciekawe kwestie tłumaczeniowe. W jednej z recenzji znalazłem zarzut odnośnie nowego tytułu Koloru…. Nie zgadzam się z tą krytyką – w oryginale Lovecraft kilkakrotnie używa sformułowań, które jasno odnoszą się do innych wymiarów i wszechświatów, z których to rzekomo miałby przybyć obcy byt. Zmiana tytułu, w celu chociażby podkreślenia odrębności nowego tłumaczenia, nie kłóci się więc z treścią opowiadania. Znacznie więcej wątpliwości mam odnośnie ostatniego akapitu mojego ukochanego Widma nad Innsmouth. Zamiast biblijnego w chwale i wspaniałościach na wieki (tłum. Ryszarda Grzybowska), w tym wydaniu znajdujemy we wspaniałościach i  chwale po najdłuższe czasy. W oryginale mamy amidst wonder and glory for ever i podejrzewam, biorąc pod uwagę treść opowiadania oraz pochodzenie Lovecrafta, że jest to zamierzone odbicie the kingdom, the power, and the glory forever. Strasznie mnie ciekawi, co nakłoniło tłumacza do obrania innej drogi, która nieco jednak osłabia wydźwięk tego fragmentu.   

Jeżeli już jesteśmy przy krytyce, to jedno opowiadanie okazało się sporym rozczarowaniem. Jest to… uwaga… opowiadanie tytułowe. Po przeczytaniu go w nowym tłumaczeniu doszedłem do wniosku, że Lovecraft sprawił figla czytelnikom i napisał pastisz utworów Arthura Machena oraz swoich własnych. Już sam fakt absurdalnego nagromadzenia niesamowitości na pierwszych stronach odróżnia je od misternie budowanej atmosfery w Szepczącym w ciemności czy W górach szaleństwa. Absurdalność i śmieszność tekstu pogłębia użycie w nim dialektu wieśniaków z Nowej Anglii: muszę przyznać, że dopóki znałem Zgrozę… w poprzednim tłumaczeniu, w którym zamiast dialektu mieliśmy lekką tylko archaizację, byłem skłonny odbierać je na poważnie. Co ciekawe, to właśnie tłumaczenie Macieja Płazy lepiej oddaje tekst oryginału i dlatego skłaniam się ku opinii, iż Lovecraft w takim właśnie kształcie to opowiadanie sobie umyślił. Niestety, nie jest ono ani straszne, ani śmieszne: sprawia wrażenie niemalże typowej sesji rpg, z obowiązkowym rytuałem i odegnaniem potwora w końcówce.  

Nie jestem też zbyt wielkim fanem Cienia spoza czasu, opierającego się wprawdzie na świetnym założeniu i przez dwie trzecie swojej długości trzymającego wysoki poziom, ale wiele tracącego w niepotrzebnie wydłużonej i przewidywalnej końcówce. Dobrze, że po nim następuje jeszcze dobry Nawiedziciel mroku, co ciekawe pozbawiony typowego dla Lovecrafta rasizmu w odniesieniach do społeczności Włochów w Providence.   

Wspomniałem, że jednego z zamieszczonych opowiadań nigdy wcześniej nie czytałem. Teraz to nadrobiłem i bardzo się z tego cieszę. Chodzi o Szczury w murach, gotycką opowieść z niesamowitym kanibalistycznym finałem. Lovecraft w wersji (niemalże) gore.

Na koniec lista opowiadań i moje oceny w skali od 1 do 10:

1. Dagon – 5
2. Ustalenia dotyczące zmarłego Arthura Jermyna i jego rodu – 6  
3. Wyrzutek – 4
4. Muzyka Ericha Zanna – 6
5. Szczury w murach – 7
6. Święto – 5
7. Zew Cthulhu – 8
8. Przypadek Charlesa Dextera Warda – 8
9. Kolor z innego wszechświata – 10
10. Zgroza w Dunwich – 4
11. Szepczący w ciemności – 9
12. W górach szaleństwa – 10
13. Widmo nad Innsmouth – 10
14. Cień spoza czasu – 6
15. Nawiedziciel mroku – 7